Końcem roku minionego było mi nie do końca wygodnie w życiu...
Wszystko się rozjeżdżało w zupełnie różne kierunki, wyskakujące niespodzianki niekoniecznie napawały optymizmem, a ciemność zimowa przekonywała mnie skutecznie jedynie do nakrycia się kołdrą, co w sumie poczyniłam, stan ogólny ze spokojem przyjmując...
W tym roku obudziłam się względnie późno i bez ochoty na powstanie z jakimkolwiek noworocznym entuzjazmem...
Kiedy jednak pod wpływem nieokreślonego energetycznego kopa, podniosłam wreszcie tyłek z wyra, nabierając ochoczo powietrza w płuca, z głową pełną marzeń i planów do zrealizowania, to nie za bardzo wiedziałam gdzie jestem...
Poczułam się niczym Alicja w Krainie Czarów, gdzie nic nie przypomina niczego i nic nie jest pewne, a w dodatku każą mi, w sumie nie wiem kto, zapierdalać za jakimś królikiem, którego łapać wcale nie mam ochoty...
Przez ostatnie dwa lata wiele spraw rozgrzebałam, posprzątałam, podzieliłam na drobne kawałeczki, oglądając je bardzo uważnie i zostawiając przy sobie lub za sobą...
Odpadła ode mnie masa ciężarów, tona rzeczy i jeszcze więcej narzuconych i przyklejonych do mnie etykietek...
Lekkość bytu bez tego obciążenia pozwoliła mi wreszcie zacząć oddychać własnym powietrzem.
A przynajmniej takie miałam wrażenie...
Życie zimą pozwoliło mi się wyspać, chyba niczym w nagrodę, po tej katorżniczej robocie, a kiedy wstałam, to nic, absolutnie nic nie było tym, czym kiedykolwiek wcześniej się wydawało...
Czułam się jak nie ja, w nieswojej skórze, z nieswoimi zachowaniami, nieswoimi emocjami, nieswoim charakterem...
I tak stałam, ta ja nie ja, w pustym polu, naga, boso... w szarej i zimnej aurze... dookoła działy się rzeczy totalnie absurdalne i teoretycznie nierealne, a jednak były w tej rzeczywistości porządnie osadzone...
Stałam tak jak kołek... jak jeden wielki znak zapytania... aż ktoś wreszcie walnął mnie w klatę wielką kięgą z napisem „odpowiedzi”...
w środku znalazłam wyjaśnienie wielu moich wątpliwości i zagadek życia, opisane niczym sądowe zeznania z kiepskiego procesu...
Nie muszę chyba pisać, że większość tej prawdy niekoniecznie przypadła mi do gustu, niemniej w pełni wyjątkowo jasno opisanych dowodów, nie zostało mi nic jak przyjąć to czego widzieć, czy wiedzieć, nie miałam chęci...
Nie miałam już chęci nawet na kołdrę... a może nawet gdybym, to tej wygodnej i przyjemnej opcji w mojej przestrzeni już nie było...
Zakopałam się więc na czas jakiś pod ziemię...
Przejścia tego czasu zostawię tym razem dla siebie... przynajmniej na razie...
Choć przemyślenia z powyższym związane, zapewne przelewać na świat, kropla po kropli, będę...
Mamy więc obecnie prawie koniec kwietnia, a ja wstaję w tym roku po raz drugi...
Trochę jak z wiosną, tylko aura jakoś się chyba z lekka pogubiła... mam nadzieję, że tym razem tylko ona, bo robota krecika nie zachęca mnie do powrotu na etat...
Oganiam się.
Mam nadzieję, że tym razem skteczniej, a przynajmniej realnie...
Dzień więc dobry moi Kochani...
LuV U
milka