środa, Styczeń 4, 2023, 15:47 | Brak komentarzy »

Gdybyś miał szansę cofnąć się w czasie...?
Wykorzystałbyś ją...?

Z kim byś się spotkał...?
Co powiedział...?
I po co...?

Co chciałbyś, czy mógłbyś uzyskać...?
Bo teraźniejszości i tak byś nie zmienił...

 

Ale mógłbyś jeszcze raz...
no właśnie... co...?
Co mógłbyś jeszcze raz...?
Co jeszcze raz chciałbyś...?

 

W Tokio jest podobno mała kawiarnia, która może zaoferować Ci taką podróż...
W niej jedno wyjątkowe krzesło...
I najważniejszy warunek... z wielu ważnych... masz czas dopóki nie wystygnie kawa...

 

Lektura to miękka, otulająca, którą ciężko odłożyć na później...
ale nie zupełnie łatwa i lekka...
porusza wiele pokładów emocji, ogromnych, w niezwykle subtelny sposób...

Dawka nostalgii, ale i nadziei, przeplatana totalnie najprostszą codziennością...

Cztery historie, cztery ścieżki, jedna kawiarnia...

I kawa.

 

LuV U

milka

 


Piątek, Listopad 25, 2022, 19:28 | Brak komentarzy »

Od kiedy wylądowałam na małej wsi pod lasem i zmieniłam dość zdecydowanie styl życia, moim głównym „zajęciem” czy „źródłem utrzymania” są wszelkie formy artystyczne... najbardziej tworzenie kolaży i pisanie...
Na stan obecny nie nazwę się nawet małym przedsiębiorcą... nawet nie mikro... bo nie mam obecnie zbyt wiele wspólnego z prowadzeniem działalności...

 

Przez wiele lat do tego momentu miałam i mam styczność z wieloma artystami i rękodzielnikami.
Jednocześnie, przez wiele lat pracowałam na artystycznym freelansie, a wolne zawody, zwłaszcza artystyczne, to w Polsce ciekawy dołek zarobkowy, bo wpadamy w ogrom luk dziwnych, różnych i niekoniecznie korzystnych... i miałam w tym okazję prowadzić własne i wspólne salony na przykład...

Również w tym artystycznym freelansie miałam okazję współpracować z wieloma różnymi firmami, mniejszymi lub większymi, również z korporacjami...
Służyła mi ta współpraca o tyle, że przeważnie nie byłam zatrudniona na sztywnych umowach, a na kontraktach, które dawały mi dawkę potrzebnej swobody. Dodatkowo nigdy nie zatrzymywałam się w jednym miejscu, więc miałam lekkość zmian w razie potrzeby i mogłam pracować tam, gdzie najzwyczajniej w świecie lubiłam otaczających mnie ludzi.
Kiedy ludzie migrowali, bardzo często migrowałam również ja... czasem migrowaliśmy za sobą i to było fajne...

Miałam okazję wystawiać konkretne faktury, zarabiać grube kwoty, miałam również okazję lecieć kilka miesiący na zerze lub stracie...

 

A jeszcze zanim to wszystko, to miałam okazję się pouczyć i choć nigdy nie poszłam na studia, to skończyłam dość ciekawe liceum i wylądowałam po nim z tytułem technika agrobiznesu...
To taka moja część, o której nie często mam okazję i potrzebę mówić...

 

W każdym razie ma to tyle wspólnego z moim życiem obecnym, że po pierwsze wiem dlaczego jem tak a nie inaczej, a po drugie, mieliśmy w programie nauczania trochę przedmiotów ekonomicznych... m.in. ekonomię, ekonomikę przedsiębiorstw ze skupieniem na przedsiębiorstwach małych i mikro, rachunkowość, przedsiębiorczość, zarządzanie, podstawy psychologii i podstawy prawa... pisaliśmy biznesplany, robiliśmy masę rozliczeń i generalnie bardzo lubiłam tą zabawę w zarabianie...

 

Dalej, już w pracy, ciężej więc było mnie zrobić w bolo, choć teoretycznie dziewczynka od machania pędzlami niewiele wie...
A jednak.
Przepisy zmieniają się w zastraszającym tempie, niemniej nadal nie przeraża mnie język urzędowy i wiem po prostu jak się nim, w tych przepisach, poruszać...

 

Nigdy nie lubiłam sprzedawać i handlować ogólnie.
A ile firm bym nie obeszła jako wizażysta, tak zawsze sprzedaż liczyła się bardziej niż moje umiejętności artystyczne... 
Zdecydowanie wolałam więc szkolenia, zwłaszcza z handlowcami i obsługą sklepów, bo miałam okazję mieć chociaż trochę wpływu na inną formę przedstawiania sprzedaży i starałam się wesprzeć zrozumienie potrzeb klienta oraz dobieranie produktów wg nich, a nie wg planów sprzedażowych...
Napatrzyłam się jednocześnie na zabiegi handlowe dość nieuczciwe, jak przeklejanie dat ważności na produktach i inne szajsy na zaoszczędzenie kasy przez korporacje...

 

No i najprostszy zabieg pt. trendy, nowość, must have!
Tworzące sztuczne i nieistniejące potrzeby...
Oraz w tym wszystkim, wrzucanie istniejącego od lat rodzaju kosmetyku pod inną nazwą i nową formą makijażu, czyli również starą tylko nazwaną inaczej, żeby sprzedawał się na nowo, lepiej...

Warstwy makijaży wraz z nowymi technikami rosły, ilość potrzebnych, wręcz niezbędnych produktów rosła, rosły obroty i biznes pięknie się kręcił.
Rosły wraz z nimi, w szufladach kobiet, tony nieużywanych kosmetyków, często ewidentnie niepotrzebnych, bo po milion sztuk tego samego tylko pod inną nazwą, a z tego tona śmieci, bo jednak termin ważności był...

Marketing to kawał grubej dziedziny opierającej się na tworzeniu potrzeb realnie nieistniejących, dla napędzenia zysków firm wielkich...
Nie ma w tym nic w trosce o klienta.
NIC.

Czarny piątek w tym wszystkim, jest tylko kolejną pomocą w nakręcaniu tego biznesu...
dalej oferty i pakiety świąteczne...
i na początku stycznia mega wyprzedaże itp...

Jeśli myślicie, że jakiekolwiek wielkie przedsiębiorstwo realnie traci, żebyście mieli przyjemność, to tak nie jest. Wiadomo, że tabelki pokazują w biurach rzeczy różne, raz jest lepiej raz gorzej, czasem widać nawet jakąś stratę, ale to wszystko nadal się kręci i o to kręcenie właśnie chodzi, o obrót.

I w żadnym przedsiębiorstwie, najprościej, nie opłaca się zostać z nadmiarem produktów fizycznych na nowy rok rozliczeniowy, ze względu na kwestie podatkowe.
Ot taki czynnik głównie ważny.

Czy jestem przeciw BLACK FRIDAY...?
Ogólnie nie.
Promocję można zrobić zawsze i pod inną nazwą... każdy może mieć swój powód i swój wybór...
Uważam, że świadomość ludzi wzrasta i widzę jak przestajemy cały ten wir nakręcać, a zaczynamy korzystać z umiarem.
Nie mam zamiaru banować czy krytykować kogoś, kto korzysta z tych promocji, bo wiem, że czasem to jedyny moment, kiedy możemy sobie na coś pozwolić... albo skorzystać przy okazji na rzecz, którą i tak byśmy kupili w podobnym czasie... w tym punkcie też byłam.

Jestem przeciw nadprodukcji, robieniu ludzi w bolo i tworzeniu sztucznie potrzeb, kosztem ludzi, bo marketing gra na emocjach, a to jest zwykła manipulacja, czyli generalnie przemoc emocjonalna.
Realizowana nieustannie na masach ludzi... legalnie...

Na tym właśnie świat stoi...

Tak, zdarza mi się kupić w sieciówce, choć wolę z drugiego obiegu.
Tak, zdarza mi się kupić kosmetyk popularnej marki, choć wybieram je w swoim własnym kryterium.

Zdecydowanie jednak wolę kupować od rękodzielników i artystów, bo te rzeczy mają nieporównywalnie większą wartość, kawałek serca.
Kosmetyki wolę kupować w małych manufakturach i zdecydowanie nieporównywalna jest ich jakość.

 

I teraz... jeśli jakikolwiek rękodzielnik, artysta, mała manufaktura, mała firma, postanawia zrobić promocję obniżając swoje ceny, to oni to ewidentnie robią dla ludzi, z serca... człowiek dla człowieka.

Bo zazwyczaj i tak ceny regularne nie są ustalane wysoko, względem kosztów, które mali przedsiębiorcy ponoszą, ba! one są bardzo często relatywnie niewielkim zyskiem. Więc jeśli wchodzi cena promocyjna, to często wiąże się ona z bardzo niewielkim zarobkiem lub wręcz jego brakiem... a praca rąk, tworzenie sercem, poświęcony czas, zdolności... no kaman! to ciężko w ogóle wycenić w pieniądzach...

Cała idea BLACK FRIDAY często wymusza właśnie na tych ludziach wjazd w wir popularnego marketingu, żeby zwrócić na siebie uwagę. Wielu rezygnuje z tego pędu i musu i to jest piękna, świadoma decyzja. Wielu się na niego godzi, żeby się względnie utrzymać... i tu też stron nie mam zamiaru dzielić, bo rozumiem oba położenia.

Niemniej, kiedy dostajecie jakąkolwiek zniżkę u twórcy czy w małej manufakturze lub małej firmie, to doceńcie ją milion razy bardziej... 

 

LuV U

milka


Poniedziałek, Listopad 21, 2022, 20:12 | Brak komentarzy »

Ze wszystkich miesięcy w roku, w tym obecnym, najbardziej czekałam na listopad...

W roku minionym, pierwszy raz odważyłam się spojrzeć na ten miesiąc z pełną otwartością... a w tym... ewidentnie potrzebowałam z nim spotkania...

Myślę, że czułam to od dawna... wcześniej wolałam jednak unikać go jak ognia... a on spokojnie czekał... aż do niego dojrzeję...

 

Czekał aż przestanę się spieszyć...
Czekał aż przestanę bać się chłodu...
Czekał aż będę gotowa bez obaw stanąć w swojej nagości...
a najbardziej chyba czekał, aż będę gotowa przypomnieć sobie kim jestem...

 

Wiedział, że wcześniej pewne rozmowy nie mają sensu...
Wiedział, że jeśli nie będę gotowa przyjść sama, nie będę potrafiła słuchać...
Wiedział, że prawdę najlepiej podać na surowo bez dodatków, a taka wersja nie posmakuje każdemu...

Wiedział, że nie chce marnować swojego czasu... myślę, że mojego również...

 

Już pierwszym swoim dniem zasunął mi lodowaty prysznic...
zapewne tak dla przypomnienia o naszej randce...
Przyjęłam więc, skorzystałam... i ruszyłam w drogę...

 

Tęskniłam za miękkością popiołów pod stopami...
za surową szarością ścieżki...
za obłędną ciszą na skraju obłąkania...
za jego wzrokiem wbitym z chirurgiczną precyzją w moje źrenice...

Zawsze uważałam, że szukam oparcia i ciepła...
ciekawe...

 

Zrobił kawy... czarnej jak smoła... takiej jaką lubię najbardziej...

I tak siedzieliśmy nad ogniskiem, które płonęło przeszywającym, niczym ostrzami, chłodem... obserwując w totalnej ciszy latające nad nami myśli...

 

Tęskniłam za tym spokojem...
w nim odpoczęłam...
w nim przyjęłam odpowiedzi, które wszędzie indziej owijane były w mięciutką bawełnę i polewane słodkim sosem...

 

Tęskniłam za tą swoją częścią...
surową, zimną, melancholijną...
tą z samego dna odrzucenia...

Na wszystko jest w człowieku miejsce, a we mnie czerń zajmuje przepiękną, okazałą komnatę, którą zdecydowanie za rzadko ostatnimi laty odwiedzałam...

 

Pożegnałam się z przyjecielem listopadem mocnym uściskiem ramienia...
odchodząc z pełnią zadowolenia w sercu...
przyjmując z ogromną wdzięcznością pokłady gubionej przez lata przeze mnie godności, które spokojnie, ze zrozumieniem, dla mnie przechowywał...

 

Wiedział, że nie wszystkie jego odpowiedzi mi się spodobały...
Wiedział też, że mimo wszystko je przyjęłam...
Wiedział, że wiem jak bardzo są dla mnie właściwe...

 

Do zobaczenia za rok przyjacielu...
Już tęsknię.

 

LuV U

milka

 


Niedziela, Listopad 13, 2022, 11:48 | Brak komentarzy »

Analiza kolorystyczna w podziale na 12 typów urody wskazuje tzw. BLIŹNIACZE TYPY KOLORYSTYCZNE

Podstawowy podział analizy kolorystycznej na cztery typy, opierał się głównie na podziale urody ze względu na temperaturę, czyli na typy chłodne i ciepłe. W każdej temperaturze po dwa typy urody, czyli chłodne: zima i lato, ciepłe: wiosna i jesień. 

Również na podstawie tego podziału były dobierane do każdego typu kolory, nie do końca biorąc pod uwagę pozostałe atrybuty barw.

Analiza kolorystyczna w podziale na 12 typów urody, uwzględnia podział typów urody ze względu na każdy atrybut i oczywiście podział ze względu na temperaturę jest jak najbardziej obecny, ale nie jedyny.

Wszystkie 12 typów kolorystycznych opiera się na sześciu aspektach, atrybutach barw, w skrajnym wyrazie, czyli każdy z trzech podziałów atrybutów ma swoje dwa bieguny.

JASNE - CIEMNE

CZYSTE - ZGASZONE

CIEPŁE - CHŁODNE

 

Jak wrócimy pamięcią do atrybutów kolorystycznech każdej pory roku (każda ma swoje trzy), a następnie spojrzymy na PODZIAŁ jedynie wg ATRYBUTÓW, to zauważymy, że:

aspekt JASNY odnajdziemy w porach roku LATO i WIOSNA 

aspekt CIEMNY mają JESIEŃ i ZIMA 

aspekt CZYSTY - ZIMA i WIOSNA 

aspekt ZGASZONY - LATO i JESIEŃ 

aspekt CIEPŁY - WIOSNA i JESIEŃ

a ZIMNY - LATO i ZIMA.

W ten sposów właśnie wyłaniają się TYPY BLIŹNIACZE, czyli takie, które opierają się na wspólnym, głównym aspekcie kolorystycznym, niezależnie od drugiego atrybutu, czyli przypisanej pory roku w jakiej się znajdują.

 

Kluczem każdego z nich jest ten aspekt, który jest najwyraźniejszy i najbardziej widoczny. Aspekt kolorystyczny, który jesteśmy w stanie wyłowić na drugim miejscu, wskaże nam już wyraźnie porę roku, natomiast skoro nie jest decydującym, to możemy spokojnie zapożyczać barwy z bliźniaczej gamy, a nawet płynnie przechodzić w wyborze kolorów pod tym względem. Ważne, żeby zachowany był aspekt przeważający.  Aspekt trzeci jest zwykle najmniej widoczny i najmniej znaczący.

A wygląda to tak...

 

 

 

I żeby wreszcie ruszyć choć ciut samą stylizację, wrzucam trochę przykładów ubraniowych...

 

 

 

 

 

 

 

Generalnie nadal patrzymy na to samo, tylko wyraźnie zmieniamy perspektywę. I ta perspektywa, daje nam zdecydowanie szersze i jednocześnie łatwiejsze spojrzenie oraz nowe narzędzia wyboru.

Czasem wybór innej zasady katologowania wystarczy do ułatwienia życia.

Spójrzmy jeszcze, przez ten pryzmat, na ułożenie barw w przekroju wg atrubutów przez wszystkie kolory. Wchodzimy tym w zestawienia kolorów dla danego typu urody, chociaż oczywiście mocno podstawowe.

Nie oznacza to jednak, że musimy nosić wszystkie kolory z palety, ani tego, że nie możemy jej indywidualnie rozszerzać, wręcz przeciwnie. Skoro mamy podstawę, możemy zacząć zabawę. 

 

 

 

 

 

 

 

LuV U

milka

 

*materiały z przykładami typów urody stworzone ze zdjęć z zasobów udostępnionych dzięki Akademii Collor University

Sobota, Listopad 5, 2022, 12:12 | Brak komentarzy »

Kiedy rozpoczynałam swoją przygodę z analizą kolorystyczną, w jedynie dostępnym wtedy systemie czterech pór roku, bardzo pomagały mi skojarzenia i dosłownie obserwacja natury.

 

W ogóle w kwestii natury, to ona wie co robi, w pełni. Człowiek jest jedynie jej częścią i jeżeli jako ten człowiek czegoś nie rozumiemy, to nie jest to kwestią błędu natury, a naszym na dany moment niezrozumieniem lub brakiem pojęcia większego niż rozum, brakiem danych czy uważności.

Natura ma swoje ścieżki i schematy, a przy poświęceniu chwili dłuższej lub krótszej możemy je zauważyć i poznać. Dalej, nazywanie i nazewnictwo wszelkie, a także wszelkie katalogowanie jest już ewidentnie ludzkie. W taki sposób informacje możemy porządkować dla dalszego przekazywania i studiowania, jednak nic sami nie wymyślamy i nie definiujemy, określamy jedynie punkty obserwacji i widzenia, na własne potrzeby. A dalej łącząc kropki i punkty widzenia, odkrywamy po prostu coraz więcej.

Wracając do analizy kolorystycznej, to podstawowy podział na pory roku nie jest bezpodstawny.
Spójrzmy...

 

 

Wiosną natura rozkwita.
Towarzyszy nam wtedy kop energii i świeżości, po zimowym zamrożeniu. Słońce wzbija się coraz wyżej na niebo i zalewa ciepłymi promieniami, a za oknem... no właśnie...
za oknem zieleń opanowuje przestrzeń w swoim najbardziej nasyconym odcieniu. Warzywa zalewają targi, tworząc najbardziej wyraziste połacie koloru, kwiaty rozkwitają ozdabiając trawniki...

Takie są kolory wiosny właśnie: nasycone, czyste, wyraziste, kontrastowe i ciepłe.

 

Latem słońce jest w najwyższym punkcie nieba.
Promienie rozświetlają, a nawet prześwietlają wszystko co widzimy, aż „razi w oczy”. Każdy element natury jest rozbielony albo wysuszony... albo jedno i drugie...
Kojarzycie ten moment, kiedy będąc na plaży nasza skóra wydaje się zdecydowanie bledsza niż w rzeczywistości...?

Lato więc to barwy: jasne i bardzo jasne, prześwietlone, rozmyte, czasem niewyraźne.

 

Jesień otula nas promieniami o najcieplejszym odcieniu w całym roku, złotem dosłownie...
Natura szykuje się powoli do snu pokazując coraz więcej ziemistych odcieni...
Już mówiąc słowo jesień, mamy przed oczami wyraźny jej obraz...

Jesień to: żółcienie, pomarańcze, ciepłe brązy i czerwienie, wszystko stonowane i raczej ciemne.

 

Zima. Królowa ostrości i kontrastu.
Śnieg odbija promienie słońca wręcz niebezpieczną bielą, nieważne jakby niewiele ich było. Lód wyostrza kolor i formę wszystkiego co pod nim. Chłód wszechogarnia naturę na wszystkich poziomach.

Zima: czysta, kontrastowa, chłodna, wyrazista, ostra, ciemna.


I mamy piękny obraz kolorów przypisanych atrubytami do każdej z pór roku.

W naszych naturalnych cechach wyglądu rozroznajemy aspekty kolorystyczne w taki sam sposób jak w kolorach ogólnie, ponieważ my również ogólnie kolorowi jesteśmy, a dalej przyporządkowujemy je rozpoznanymi aspektami, do aspektów występujących w danej porze roku.
W ten sposób właśnie określamy swój typ kolorystyczny.

Każda pora roku, po trzy atrybuty, to właśnie te 12 grup.

 

 

 

 

 

Jak to odnieść do siebie...?

Łapiemy pod obserwację główne punkty kolorystyczne naszej twarzy, czyli:
skóra, oczy, włosy, usta.

Określamy każdy element z osobna wg atrybutu koloru, który jest dla nas najwyraźniejszy. Jeśli jesteśmy w stanie określić dwa lub nawet trzy, to super, jednak najważniejszy będzie ten, który widać najmocniej.
I podsumowujemy, sprawdzając, które aspekty przeważają najbardziej we wszystkich elementach.

Czyli np.:
Mamy blond włosy (jasne), niebieskie oczy (jasne), jasną skórę (jasne), to nawet gdyby temperatura tych elementów była różna, to i tak aspekt JASNY przeważa. Dopiero później ustalamy aspekt nr 2 i ewentualnie nr 3, bo najczęściej ten ostatni nie będzie miał na nas zdecydowanego wpływu.

Jeśli mamy ciemne włosy (ciemne), skórę naturalnie śniadą (ciemną) i oczy beązowe (ciemne), to zdecydowanie ten właśnie aspekt będzie przeważał.

Jeśli skóra jest bardzo jasna, a włosy czarne i np. oczy niebieskie, czyli niczym Królewna Śnieżka, to mamy przede wszystkim duży kontrast, co kieruje nas na kolory czyste, dalej sprawdzamy np. temperaturę i wychodzi: oczy niebieskie (chłodne), skóra bardzo jasna, blada (chłodna), włosy czarne (chłodne), to CZYSTE CHŁODNE odcienie będą dla nas kluczem.

Idziemy za tym co zdecydowanie przeważa. 

 

Kiedy już zdiagnozujemy siebie, wg kolorystycznych aspektów, to sięgamy po kolory (ubrania w tych kolorach na przykład) wg tych samych aspektów i sprawdzamy co się pod ich wpływam, na naszej twarzy dzieje.


Generalnie, powtarzając w doborze kolorystycznym, aspekty widoczne w naszej urodzie, powinnyśmy otrzymać efekt najbardziej nas wizualnie wspierający.
Cera powinna mieć w miarę gładki i równy koloryt, okolica oka, a zwłaszcza pod okiem nie powinna mieć głębokich zasinień, oczy i usta nabierają wyrazistości.

Oczy i usta mogą szybko nabierać innych odcieni pod wpływem poszczególnych barw, niemniej ich okolica powinna wyglądać ogólnie korzystnie. Jeśli tu tworzą się zasinienia, to kolor nie będzie nas wizualnie wspierał.

Dla sprawdzenia, warto sięgnąć również po kolory ze skrajnie różnej grupy i zaobserwować jak one na nas wpływają.
Czyli jeśli jesteśmy kolorystycznie ciepłym typem, to sięgnijmy dla sprawdzenia po barwy mocno chłodne, jeśli jasnym to sięgnijmy po ciemne i odwrotnie. Czasem łatwiej zauważyć najpierw to, co nie pasuje i razi.

Dodatkowo, analizę kolorystyczną wykonujemy na dany moment, ale jeśli macie farbowane włosy, warto sięgnąć pamięcią do ich naturalnego koloru i spojrzeć na siebie jeszcze raz. Nie mówię, że finalnie do naturalnego koloru będziecie musiały wrócić, ale akurat włosy jako element jest nam najłatwiej zmienić i możemy użyć go do wsparcia swojego wyrazu, a może okazać się, że gdyby był aspektami inny, możliwe, że bardziej dopasowałby nas do spójnej całości...

Również sytuacja kiedy przyciągają Was dwa typy urody jest możliwa, ale to wyjaśnię w następnych notatkach.

Popatrzcie, pomyślcie, poobserwujcie, a ja klepię dalej w temacie o co chodzi i dlaczego te kolory tak na nas wpływają...

 

LuV U

milka

 

*materiały z przykładami typów urody stworzone ze zdjęć z zasobów udostępnionych dzięki Akademii Collor University

 

 


Copyright ©2021 milkagiemza.pl, Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Postaw mi kawę na buycoffee.to 

Ta strona może korzystać z Cookies.
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.

OK, rozumiem lub Więcej Informacji
Informacja o Cookies
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.
OK, rozumiem