Zofia Wilkońska rozwiązuje zawiłe sprawy skutecznie, niczym Herkules Poirot, z klasą charakterystyczną jedynie dla niej samej, bo jednak do dziewczyny Bonda to zupełnie nie ta droga, ale bomba atomowa w składzie porcelany jest już zdecydowanie bliższą metaforą.
Chociaż oczywiście miłym tonem i miłym słowem potrafi zarzucić.
Niemiłym również.
Do tej pory, na myśl o Zofii, widzę przed oczami obrazy starszej Pani i jej wózeczka na zakupy, naparzającej zbira kijem basseballowym, znajdującej trupa, przetaczającej się przez agencję towarzyską w odpowiednim kamuflażu, czy ustawiającej (już bez wózeczka) hierarchię więzienną.
Widzę również jej bolące biodro, które ma chyba zainstalowaną jakąś pompę adrenalinową, jej wzrusz na wspomnienia o mężu oraz pełny szok i wkurw na... a takie tam...
W tej części, w każdym razie, Zofia pokazała swoje oblicze nostalgiczne i refleksyjne, nie tracąc przy tym oczywiście pełni swojego ujmującego charakteru.
Jednak całość historii tym razem, toczyła się w dość stabilnym tempie, przyprawiana smaczkami o odpowiedniej porze. Fajne i przyjemne to tempo było, zwłaszcza przy wejściu Zofii w polityczne tematy, bo takowe jednak, zwłaszcza w ostatnim czasie, potrzebują bardzo spokoju i stabilności, skoro tło polityczne realnie jest niestabilne totalnie. A tego tła pomiędzy wierszami wyraźnie wypływało.
Całej stabilności zaburzyło jedynie zacne pierdolnięcie na ostatnich rozdziałach, gdzież to finał całej fabuły wybuchł dość nagle, tempo podskoczyło niczym Zofii ciśnienie i zadziały się rzeczy dość mocno zaskakujące i niespodziewane, zostawiając mnie ze zgrabnym pytaniem jak to się kurwa właśnie mogło skończyć?! chcę czytać dalej!
Czekam więc na kolejne części.
Z ogromną ciekawością.
Ogromnie niecierpliwie.
Ps. całości wizerunku tej części w moich oczach, zupełnie na wstępie, dopełnił całkowicie niezamierzenie mój mąż, który to postanowił pewnego dnia, spontanicznie, wejść do pewnej księgarni i od wejścia zarzucając zdaniem „Konkurencja się Pani pozbyła" wbić ekspedientkę w mocne zaskoczenie.
Po chwili ciszy pogłębiając to zaskoczenie stwierdzeniem „Konkurenci się Pani pozbyli"...
I rozluźniając sytuację dopiero dodaniem „taki tytuł... czy Pani ma...?".
Nie miała.
Zawału całe szczęście też nie.
LuV U
milka