Płynął kolor, płynęła kreska, wchodziła zasada im więcej tym lepiej i wszystkie chwyty dozwolone...
Zabawa niczym w przedszkolu była moją specjalnością...
I chyba o samą zabawę chodziło...
Lubiłam tą piaskownicę i te wszystkie zabawki...
Kolorowe chustki, pudry, cienie, brokaty...
I te pędzle... miękkie, puchate, miziające... w nieokreślonej ilości...
Wszelkie ubrania... sukienki, buty, dodatki... i samo ubieranie...
Ubieranie kobiet, to trochę niczym zabawa z lalkami... dobieranie, przebieranie, stylizowanie...
Brakuje mi projektów wszelakich... malowania na palecie realnego życia, widzianego wcześniej jedynie oczami wyobraźni obrazu...
procesu tworzenia, wcielania i realizowania wspólnej wizji...
współpracy z ludźmi podobnych wartości i poziomu czucia...
Brakuje mi też rozmów z ludźmi...
...ich historii...
choć wszystkie mocno odczuwałam i wiele mocno mnie dotknęło, to każda, absolutnie każda była dla mnie ogromną nauką... i wdzięczna za każdą jestem bardzo...
Lubię się uczyć.
Perspektywa ucznia jest niesamowita.
Czasem brakuje mi adrenaliny, która często wjeżdżała na grubo na eventach...
dokonywania niemożliwego...
odpowiedzi całą sobą na stwierdzenie „nie da się"...
...no bo jak to się nie da...
Ale mój kręgosłup za tym nie tęskni, a ciało ogólnie zażyczyło sobie spełnienia innych potrzeb.
Bardzo wyraźnie zmieniła się piaskownica i zmieniły się zabawki...
Zmieniły się też zasady całej zabawy...
Moje tęsknoty pozostają więc w swoim żywym katalogu do oglądania i przeżywania.
A dialogi toczę obecnie najwyraźniejsze sama ze sobą, głównie na temat swojego własnego życia, przeglądając własne historie i rozprawiając sobie nad własnym obecnie dlaczego...
Rozdział działania zawodowe, w taki sposób zamykam.
Nie powiem, że więcej nie wspomnę, czy nie napomknę...
Jednak zdecydowanie idę dalej, w innym kierunku.
LuV U
milka